Mamy prawo być starzy
Ochocki Uniwersytet Trzeciego Wieku zaproponował mi wygłoszenie prelekcji. Wybrałam temat : Mamy prawo być starzy. Spotkanie ze słuchaczami Uniwersytetu (onieśmielająca, pełna sala z uwagą słuchających mnie osób) odbyło się 22 lutego 2012 roku w Domu Kultury „Rakowiec”.
Po prelekcji wiele pań dodawało swoje uwagi do mojej wypowiedzi. Jedna z nich powiedziała, że czekała aż coś powiem na temat pogardy z jaką stykają się seniorzy. Tak, rzeczywiście, pogardy doświadczamy niemal na co dzień. Postaram się na łamach Babci Polki przedstawiać konkretne jej przykłady. Dawno, dawno temu, za czasów Gierka moja redakcja „Kobieta i Życie” prowadziła akcję „Dziecko też człowiek” . Odkrywaliśmy świat dziecka – jego psychikę i potrzeby bytowe. Była to naprawdę pionierska robota. Podam przykład obrazujący to, czym zajmowaliśmy się; przykład, który dzisiaj wydaje się nieprawdopodobny. Otóż w 70. latach obowiązywała wśród lekarzy opinia, że niemowlęta nie czują bólu, toteż u malutkich dzieci zabiegi chirurgiczne wykonywano bez znieczulenia. Walczyliśmy z tą opinia i innymi, krzywdzącymi dzieci. Przepraszam za tę dygresję, liczę na zrozumienie wśród moich rówieśników, bo przecież wszyscy lubimy wspominać. Im więcej lat, tym więcej opowieści – jak to mawiają w Afryce. Co to ma jednak wspólnego z obecnym moim życiem? Otóż gdy przeszłam na emeryturę i złapałam trochę luzu na myślenie zauważyłam, że kolejnym nieznanym obszarem naszej egzystencji jest starość. Właściwie nie tyle nieznanym, co odrzucanym, gdyż prawie nikt nie przyznaje się do tego, że jest stary. Nastolatki przechodzą w wiek młodzieńczy ale nie dorośleją, tylko od razu zaczynają odmładzać się. Ja też przez całe lata odmładzałam się, mimo to co roku byłam starsza – jak każdy. Spacerując zatem z moim wnuczkiem Jasiem po parku obok Królikarni zadałam sobie pytanie, dlaczego udaję młodą? Do czego mi to jest potrzebne? Co mi to daje? Zwłaszcza, że zdarzały mi się takie sytuacje: Bawimy się w piaskownicy, jestem pochylona nad dzieckiem, a tu spoza moich pleców słyszę jak jakiś pan lub pani zagaduje Jasia mniej więcej tak: o jaki ładny masz samochodzik. Taak, Mama ci kupiła? Odwracam się z uśmiechem, żeby coś odpowiedzieć (Jasio jeszcze nie mówił) nieznajomy dostrzega moją twarz i wykrzykuje: -Przepraszam, myślałem, że jest pani mamą ale chyba babcią, a może panią obraziłem, może nie jest pani babcią, może jednak mamą … najmocniej przepraszam, teraz wszyscy chodzą w dżinsach… itd. brnie w mętne wyjaśnienia i przeprosiny. Przeprasza, że wziął mnie za babcię. A ja się pytam co złego jest w byciu babcią? Dlaczego bycie mamą to zaszczyt, a bycie babcią to obraza. Przecież fakt, iż mam wnuka dobrze o mnie świadczy. Oznacza, że urodziłam i wychowałam dziecko, które wyrosło na odpowiedzialnego człowieka i założyło rodzinę, dzięki temu mam teraz wnusia. Sytuacje te tak mnie złościły, że postanowiłam posiwieć, czyli przestałam farbować włosy, żeby z daleka było widać, kim jestem. No cóż trochę to pomogło, jednak nie całkiem. Bo teraz słyszę czasem: o jak ładnie posiwiałaś, zupełnie jakbyś specjalnie zrobiła sobie pasemka i wiesz, że cię to właściwie nie postarza, choć mogłabyś wyglądać lepiej, młodziej. I znowu się złościłam, bo co złego jest w wyglądzie na staro? Można być zapuszczoną nastolatką i zapuszczoną staruszką – obie wtedy wyglądają źle. Dlaczego więc stary wygląd uchodzi za obrazę, a młody za komplement. Piekliłam się na każdego kto mnie w ten sposób komplementował lecz nikt mnie nie rozumiał. Już zaczęłam myśleć, że jestem nienormalna, ponieważ bez powodu czepiam się ludzi – miłych skądinąd. I wtedy, a było to jakiś czas temu, trafiłam w GW na wywiad z Ester Vilar , pisarką, która za granicą zasłynęła jako autorka „Manifestu przeciwko kultowi młodości”. Zwróciła się ona do młodych ludzi mniej więcej tak: Prawicie nam komplementy, że wyglądamy młodo. Dlaczego taki komplement miałby nam sprawiać przyjemność? Dlaczego mamy wyglądać młodo, skoro jesteśmy starzy? Co za pomysł z tym komplementem! Że niby młody jest dobry, a stary zły?! Przekonuje mnie to. Nie odczuwam potrzeby udawania, że nie mam 65 lat. Bo po co? Powiedzmy, że przyznam się do 50 i co z tego? Za dziesięć lat i tak będę miała 75. A ci co teraz mają 30, za 10 lat skończą 40. Ester Vilar napisała do nich: Boicie się starości, wstydzicie się jej każdego dnia coraz bardziej, a tymczasem trwacie, rozmawiacie, więdniecie – dokładnie jak wszyscy. Dokładnie jak my.
No cóż, nie obcy mi jest strach przed starością, nie podoba mi się więdniecie, lecz nie zamierzam zamykać oczu na to, że jestem stara, dzięki tej postawie co raz odważniej korzystam z praw jakie daje mi starość.
Dlaczego jednak mówi się teraz o starych ludziach niczym o nowo ujawnionej grupie mniejszościowej, która domaga się swoich praw?
Przecież zawsze w społeczeństwach obok ludzi młodszych żyli starcy. Co się zmieniło w naszych czasach? Otóż straciliśmy swoją pozycję mentorów i nauczycieli, nie jesteśmy już skarbnicą życiowych doświadczeń. Jest mniej więcej tak, jak w tym oto okrutnym dowcipie: Kto najlepiej zna się na medycynie? Na pewno lekarz, który świeżo ukończył studia, po nim specjalista, następnie doktor medycyny, potem docent. A profesor? Profesor wie już tylko gdzie jest docent. Tak bywa. Warto o tym pamiętać gdy się wybiera lekarza. Nie jesteśmy skarbnicą wiedzy na temat tego jak żyć, gdyż realia życia za szybko zmieniają się. Pierwszy raz w dziejach ludzkości coś takiego ma miejsce. Nasze doświadczenia życiowe w niewielkim stopniu są przydatne dla młodego pokolenia. Dawniej było inaczej: starcy uczyli młodszych jak żyć. To się skończyło na skutek ogromnego przyspieszenia rozwoju technicznego i tzw. otwarcia na świat. Gdy dziadek opowiada wnukowi w jaki sposób reperował malucha albo syrenkę to dla wnuka jest to bajka. Nie skorzysta z tych doświadczeń po to, aby zreperować własny samochód – gdyż ten ma już zupełnie inną konstrukcje. Albo inny przykład. Kto w latach 80. miał telefon w domu? Teraz każdy ma komórkę z różnymi bajerami. Szybkość z jaką można uzyskać każdą informację, dostępność tych informacji, obniżyła wartość starców jako tych, którzy przechowują wiadomości. Czy to jednak jest powód do zmartwienia? Tylko wtedy, gdy będziemy upierać się, że dawniej było lepiej. Jednak czy upieranie się przy tej opinii ma sens?
Odpowiem na to przy pomocy rodzinnej anegdoty: Wracałam kiedyś do domu z moim wnuczkiem Jasiem który wyhasał się na wielkim placu zabaw. Jasio zapytał mnie: - Babciu, czy jak byłaś mała to mieliście plastikowe zjeżdżalnie? - Nie, odpowiedziałam, były tylko metalowe. - Och babcia, to musiałaś czuć się strasznie! Wykrzyknął ze współczuciem. Jego świat jest inny, a my mamy szczęście, gdyż przeżywamy i ten dawny, i ten teraźniejszy. Oczywiście można zamknąć oczy na świat współczesny. Nie będę mówić, że jest to dla nas niewskazane, powiem więcej - jest to niebezpieczne. Ponieważ drugą nowością w naszej sytuacji jest to, że seniorzy zaczęli być postrzegani jako grupa konsumentów. Oznacza to, że różne firmy próbują od nas wyciągnąć pieniądze, oferując nam różne rzeczy, wśród nich także tzw. kit. Zauważcie, że jeszcze 20 lat temu tak nie było. Teraz produkuje się kosmetyki i sprzęty (np. komórki) specjalnie dla nas. Organizuje wycieczki (pozornie tańsze), oferuje pożyczki i renty, do nas adresuje się reklamy leków, banków oraz biur podróży. Warto z tego korzystać, ale z rozwagą. Ponieważ jest tak, że o ile reklamy kierowane do młodszych ludzi uderzają w chęć posiadania rzeczy coraz lepszych, nowych, innych niż wszystkie, to reklamy kierowane do nas żerują na naszych lękach (przed chorobą) i na naszych uczuciach (do najbliższej rodziny).
Dla mnie najbardziej bezwzględne są zachęty do brania szybkich pożyczek np. na obóz dla wnuczka i ubezpieczenia na dożycie (od złotówki dziennie) aby rodzina nie musiała dopłacać za pogrzeb swojego seniora. Reklamy te próbują skłonić nas, emerytów do wielkich wyrzeczeń, bo przecież wiadomo jaka jest wysokość polskich emerytur. A to przecież z nich musimy potem spłacać nasze zobowiązania, niby dla dobra rodziny. Naprawdę jednak najlepiej na tym wychodzą banki. Orientacja w tym jak działa współczesny świat jest więc przydatna, no i zawsze niezależnie od wieku przydatny jest zdrowy rozsadek. Bo wnuczek może sam sobie zarobić na obóz, a jeśli nasze dzieci marzą o tym, aby nas pochować za 16 tysięcy, to niech nas ubezpieczą. Niech oni opłacają składki na dożycie. No cóż tak wymądrzam się i wymądrzam, ale od niedawna jestem wojująca staruszką. Przeszłam fazę zastraszonej starszej pani, która za wszelką cenę pragnęła wyglądać na młodszą. Czułam się dotknięta, gdy ustępowano mi miejsca w autobusie. Teraz też czasem obserwuje takie sceny – pani która myśli, że wygląda młodo wpada w przerażenie, bo dziewczyna ustępuje jej miejsca. Nie chce skorzystać, ale i nie chce być nieuprzejma, więc tłumaczy się: – och, ja zaraz wysiadam. Też tak kiedyś mówiłam, teraz mówię dziękuję i siadam sobie.
Wrócę do tej fazy zastraszonej starszej pani, wstydzącej się swego wieku, wspominam ją jaki najgorszy okres w moim życiu. Dzisiaj wiem, że jest to okres, gdy z wieku dojrzałego przechodzimy w wiek starości i uczymy się akceptacji tego stanu rzeczy. Trudno nam to przychodzi, chociaż widzimy i wiemy, że wszyscy starzeją się, nawet niemowlęta. Co prawda Maria Czubaszek twierdzi, że jest od tej reguły wyjątek. Kiedyś zapytała: Czy pamiętacie Krzysztofa Ibisza, gdy był starszy, bo on robi się co raz młodszy… Uszczypliwy żart…
Trudno nam się jest pogodzić ze starością, ponieważ wszyscy ulegamy tzw. kultowi młodości.
Nowe zjawisko które zaistniało w życiu społecznym wraz z naszą młodością, gdyż pojawiło się w latach 60. To nasze pokolenie rozpowszechniło modę na młodość, przyszła ona wraz z hipisami. Wpisałam w googlach hasło Kult młodości i wyskoczyło kilkanaście stron materiałów na ten temat. W większości były to napastliwe artykuły obrażające młodych ludzi. Dosyć mnie to ubawiło, gdyż zdradzały one, że autorami są osoby przynajmniej po 40 - stce sfrustrowane tym, że są oceniane gorzej za to, że nie wyglądają młodo. Kult młodości opiera się bowiem na młodym wyglądzie. Młodość w dzisiejszym wydaniu to nie stan ducha, a nawet nie stan ciała, lecz wygląd. W moim fitness klubie ćwiczę z dziewczynami, które mają bardziej sflaczałe mięśnie niż ja. Idealna współczesna osoba to ktoś kto wygląda na 25 lat, ma duże doświadczenie zawodowe i wiedzę oraz znakomicie potrafi układać sobie stosunki z ludźmi, czyli ma starą duszę. Ponieważ od młodego człowieka nie oczekuje się buntu, nie spodziewamy się że „wyleci nad poziomy” jak napisał Mickiewicz w „Odzie do młodości”, ale że gładko, posłusznie i energicznie wpasuje się w istniejące tryby machiny biznesowej. Przypomnijcie sobie czasy, gdy paradowałyśmy po ulicach w mini-spódniczkach – absolutnej nowości w modzie. Nasze gołe uda gorszyły starsze pokolenie. Nasza big-bitowa muzyka (Kto nie słuchał Czerwono- czarnych, Ady Rusowicz czy Niemena) była dla niego dzika. Malarstwo pop art. bohomazami itd. Wszystko to, odkrywane, tworzone oraz rozpowszechniane przez młodych ludzi, zaistniało po raz pierwszy w społeczeństwie i zostało nazwane kulturą młodzieżową. Kultura ta wprowadzona została przez hipisów, miała podstawy ideologiczne – był to prawdziwy bunt zamożnej młodzieży przeciwko zasadzie, że życiem rządzi pieniądz. Jak wiemy zasada nie zniknęła, jest wiecznie żywa, to hipisi zniknęli, utonęli w powodzi narkotyków. Jednak każdy kto otarł się o hipisów pozostał na resztę życia trochę romantykiem, trochę wagabundą, pacyfistą, człowiekiem, który lubi się dzielić z innymi, nie musi bogacić się wszelkimi sposobami i szanuje przyrodę. Ideały hipisów podchwycili później punkowie oraz ruch green paece, ale do dzisiejszych czasów nic już z tego nie zostało. Jednak to hipisom zawdzięczamy tzw. kulturę młodzieżową. Oni sprawili, że mnóstwo ludzi na całym świecie w wieku od 15 do 40 lat zapragnęło ubierać się w kolorowe szmatki, słuchać muzyki etnicznej, oglądać buntownicze filmy na temat wolności w każdej sferze życia (kultowy Swobodny Jeździec). Całą tą masą ludzi szybko zajęli się biznesmeni. Młodzież okazała się najlepszą grupa konsumentów. Na naszych oczach powstał ogromny przemysł obsługujący tzw. kulturę młodzieżową (ciuchy, filmy, nagrania, gadżety). A gdy okazało się, że najlepiej sprzedaje się młody wygląd, moda młodzieżowa wykroczyła poza pokolenie ludzi dorastających i zawładnęła umysłami ludzi dojrzałych. W efekcie tego procesu dzisiaj nikt nie przyznaje się do tego, że jest dorosły. Teraz to nie młodzież musi dojrzewać lecz dorośli udawać, że są młodzi. Kultura młodzieżowa stała się kulturą powszechną. Tym samym kultura młodzieżowa zniknęła, a wraz z nią zanikły subkultury młodzieżowe i ruchy pacyfistyczne czy ekologiczne. Te które istnieją, działają w ramach instytucji powiązanych z biznesem. Nie są spontaniczne i bezinteresowne. Jest to istotna zmiana kulturowa. Ruchy młodzieżowe wyrastały z buntu, ale obecnie młodzież nie ma powodu, aby się buntować, gdyż wychowywana jest bezstresowo – nie może więc zdefiniować żadnej konkretnej rzeczy przeciwko której mogłaby wystąpić. Młodzi ludzie mogą tylko czekać aż starzy wymrą, aby zająć ich miejsca – ale wtedy oni sami nie będą już młodzi. Chyba wypada im współczuć. Właściwie my seniorzy wyszliśmy lepiej na kulcie młodzieży niż sama młodzież. Oczywiście wtedy, gdy mądrze z tego kultu korzystamy. Nie tak, jak ten pan z dowcipu: Otóż przyszedł do siłowni starszy pan i zapytał trenera z jakich urządzeń powinien korzystać, aby poprawić swój wygląd, pragnie bowiem podobać się młodym dziewczynom. – No cóż – powiedział trener – w pana wieku, przy pańskiej tuszy, to polecam już tylko bankomat.
Co jest dla nas dobrego w kulcie młodości: dbanie o własny wygląd i o swoje ciało. Możemy to teraz robić odważniej niż nasze matki. Możemy farbować włosy, używać wielu kosmetyków, ubierać się z fantazją, która jest na czasie, gdyż w modzie od wielu lat panuje eklektyzm, ćwiczyć w fitness klubach i parkach, chodzić na tańce dla seniorów. Dawniej babcia miała być siwa, miała siedzieć w fotelu i robić na drutach!
Uważam, że nadeszły dobre czasy dla starości. Co prawda w okresie przemian ustrojowych w naszym kraju, w latach 80. emeryci zepchnięci zostali na margines życia społecznego. Znaleźliśmy się nagle w grupie niepotrzebnej nikomu, obciążonej wychowaniem i wykształceniem w PRL, i z tych też powodów powszechnie podważano nasze kompetencje. Przeżyłam ów przełom na własnej skórze. Najgorsze jednak było to ( i jest nadal), że starsi ludzie wstydzą się swojej starości, czują się gorsi z racji podeszłego wieku, próbują ukryć swe lata. A niby dlaczego? Czemu my starzy nie możemy być sobą? Kto nam tego zabroni? Nie musimy przecież szybko chodzić, mamy prawo wolniutko przejść po pasach przed wszystkimi „wypasionymi brykami”. Niech stoją. Możemy bez skrępowania poprosić, aby ludzie mówili do nas głośniej, gdyż mamy prawo nie dosłyszeć. Możemy bez wyrzutów sumienia odmówić opiekowania się wnuczkami, gdyż to nie są nasze dzieci. Nie mamy się co wstydzić drzemki przy stole w trakcie przyjęcia. Ale tylko wnuczkom wolno do nas mówić „babciu” lub „dziadku”. Przyznam otwarcie, że choć się tak wymądrzam, to nie do końca pogodziłam się z tym, że jestem od dawna stara. Mam bowiem 65 lat, a w powszechnym mniemaniu starość kobiety zaczyna się od 59 roku życia, a mężczyzny od 64. Jestem więc już starsza, od starego mężczyzny, a jednak od czasu do czasu wydaje mi się, że jakoś uniknę starości. Rozsądek mówi mi, że przecież już jej nie uniknęłam, tkwię w niej, zagłębiam się w nią coraz bardziej i będzie to się działo aż do...śmierci. Dobre strony starości odkrywam dopiero wtedy, gdy daje sobie do niej prawo, czyli gdy nie udaję młodej osoby, gdy nie staram się być dzielna. Mogę usiąść, gdy inni stoją; mogę włożyć kapcie, gdy inni męczą się na obcasach; mogę udać, że nie słyszę, gdy nie chcę rozmawiać itp. Słowem mogę postępować zgodnie ze swoją wygodą, dokładnie tak jak robią to dzieci. Tyle, że mnie, starszej pani, nikt nie ośmieli się zwrócić uwagi. Mam więc jeszcze lepiej niż dzieciaki. Naczytałam się dużo o tym, jak się nie zestarzeć. I co znalazłam? Dosyć naiwnie brzmiące rady próbujące przekonać ludzi, że mogą uniknąć starości. Nie jest to możliwe. Żeby żyć trzeba się urodzić. A dalej? Dalej, starzejemy się od pierwszej godziny naszego życia, a w ostatniej umieramy. Ci, którzy nie chcą przyznać się do starości, mają „przechlapane”. Ich wysiłki skazane są na niepowodzenie. Upływu lat nie da się zatrzymać, a po pięćdziesiątce nie wygląda się już na trzydziestkę nawet po operacji plastycznej. Odmładzanie nie istnieje. Istnieje rozsądne dbanie o siebie, które sprawia, że zdrowo się czujemy, że nasz organizm wolniej traci sprawność.
Nasza starość, starość w XXI wieku, wygląda lepiej, niż starość naszych dziadków, a nawet naszych rodziców. Co o tym świadczy? Przede wszystkim to, że coraz dłużej żyjemy. Przewidywalna długość życia w Polsce wynosi obecnie 80 lat dla kobiet i 72 lata dla mężczyzn. Statystycznie rzecz biorąc, będziemy żyć o 10 lat dłużej niż nasi rodzice. Ale nie to jest najważniejsze, lecz fakt, że dłużej niż oni zachowujemy sprawność umysłową i fizyczną. O ile dłużej w przypadku każdego konkretnego człowieka? Zależy to w równym stopniu od czynników, na które nie mamy wpływu, czyli naszych wrodzonych predyspozycji (takich jak odporność, brak dziedzicznych skłonności do chorób) i szczęścia (bo przecież każdy może ulec wypadkowi) jak i od stylu życia, który sami wybieramy i który możemy zmieniać, także na starość.
Co ludziom starym oferuje współczesny świat? Oferta ta powstaje na naszych oczach. To my, ludzie po 50 roku życia mamy z niej korzystać. Najbardziej spektakularną propozycją są Uniwersytety Trzeciego Wieku. To absolutnie nowe zjawisko w życiu społeczeństw zachodnich, wymyślone przez nas (ludzi w podeszłym wieku) i przez nas kreowane. Są jednak również drobniejsze propozycje, świadczące o tym, że dla seniorów buduje się specjalna „przestrzeń życiowa”.
Oczywiście nikt nam nie robi łaski. Nie wolno myśleć w ten sposób. Świat docenia nas jako grupę społeczną, na której można zarobić. Stąd zniżki na bilety do kin, czy na wizyty u fryzjera (wtedy, gdy młodsi siedzą w „robocie”), albo specjalne bilety zachęcające do korzystania z kolei (gdy młodsi podróżują samochodami). Ciągle beznadziejnie jest z odzieżą dla starszych ludzi, butików specjalnie dla nas nie ma, a w sklepach ogólno dostępnych nie ma sprzedawców, którzy umieliby nam doradzić. Przeważnie są oni na to, po prostu, za młodzi. Za granicą, zwłaszcza w Niemczech, butiki z szyldem „50+” to żadna nowość.
Na koniec nie będę mówiła jak sobie poprawić starość, powiem jak ją sobie pogarszamy. Jak pogarszamy sobie starość? ●Nie planujemy zawczasu, co będziemy robić po przejściu na emeryturę. Wynika to z tego, że mamy problem z akceptacją starości, nikt nie chce być stary, choć każdy się starzeje. Tymczasem już na długo przed czterdziestką powinniśmy sobie zadać pytanie, co zrobić, aby mieć przyjemną starość. ●Wycofujemy się w zacisze życia domowego, co ogranicza nas umysłowo, zabija ciekawość świata i chęć śledzenia jego rozwoju. Tymczasem uczestnictwo w wydarzeniach bieżących, a nawet nawiązywanie nowych znajomości bez konieczności wychodzenia z domu jest łatwiejsze niż kiedykolwiek dzięki Internetowi. ●Trzymamy się kurczowo starych przyzwyczajeń, nawet wtedy, gdy lekarz namawia nas do zmiany stylu życia. Zazwyczaj chodzi o dietę. Można naczytać się do woli o zdrowym odżywianiu. Półki w sklepach spożywczych uginają się pod ciężarem produktów z całego świata. Jednak mało kto próbuje poprawić swoje zdrowie, poprzez zmianę odżywiania. Na przykład jeść tak, aby schudnąć, gdy jest zagrożony cukrzycą, albo gdy bolą go stawy, lub ma kłopoty z krążeniem. Woli łykać pigułki, pozostając przy starych nawykach żywieniowych. Dosyć chętnie mówimy o dobrodziejstwach leczenia tradycyjnego, zapominając, że zasadniczym elementem tego leczenia była i jest dieta. Przyjmując pokarm, razem z nim wkładamy sobie do ust produkty, które nam szkodzą: co prawda smakują, ale rujnują zdrowie. Podobnie jest z aktywnością fizyczną. Prawie wszystkie bóle kręgosłupa, mięśni, a nawet głowy można złagodzić odpowiednią gimnastyką. Ćwiczeń leczniczych trzeba nauczyć się od rehabilitanta, ale ogólną sprawność fizyczną można podtrzymywać na zajęciach przeznaczonych specjalnie dla nas, czyli treningach tai chi, jogi, gimnastyki dla seniorów lub spacerów z kijkami. Te wszystkie zajęcia to nowość oferowana starym ludziom. Warto z niej korzystać, gdyż jest rzeczą udowodnioną, iż aktywność fizyczna hamuje starzenie się umysłu. Zakończenie W sposobie myślenia o starości zachodzi zmiana, korzystna dla nas: obecnych i przyszłych emerytów. Kojarzy mi się ona z tą zmianą, jaką przeżyliśmy w latach sześćdziesiątych. Z naszym pokoleniem zaistniała w życiu społeczeństw kultura młodzieżowa i rynek młodzieżowy. Teraz, gdy jesteśmy emerytami znowu znaleźliśmy się w awangardzie zmian, obecnie dotyczą one starości. Uważam, że mamy szczęście…
Zofia Zubczewska
|